sobota, 28 marca 2015

Jak się uczyć, aby nie zwariować | Lifestyle



                Dzisiaj były w mojej szkole Drzwi Otwarte, więc miałam szósty dzień szkoły, bo wstałam tak, jak na co dzień. Ale nie narzekam, bo jest u nas tak miłą atmosfera, że chce się tam przychodzić nawet w sobotę. Jednak jest 12:30, a ja mam autobus o 15:45… Ale od czego są kawiarnie? Właśnie od siedzenia i… poczucia się jak prawdziwa blogerka : )

                Więc właśnie siedzę z deserem lodowym po mojej lewej, komórce po mojej prawej i laptopem przede mną. I piszę notkę, którą chciałam już wcześniej dodać, ale… nie miałam czasu.


                Ten tydzień był intensywny. Codziennie albo sprawdzian albo tona zadań domowych. Wiadomo że mogłam zacząć robić projekt na niemiecki miesiąc przed, jak był zapowiedziany, a nie dzień przed, ale… przeżyłam. I w końcu jest weekend, chociaż nie mam czasu na odpoczęcie, bo dzisiaj będę w domu koło 17, a jutro jadę do chrzestnej na urodziny. (właśnie spojrzałam przez okno na panoramę Chojnic i się odłączyłam na pięć minut…)

                Jednak co mamy robić, jeśli nie uczyć się do szkoły, odrabiać zadania domowe i biegać załatwiając różne sprawy? Wcześniej powiedziałabym: spać i jeść, odpoczywać i nie przejmować się niczym. Jednak teraz zaczynam doceniać zabiegany tryb życia. Powoli przyzwyczajam się do tego, że biegam z jednego miejsca w drugie, choć nadal uwielbiam niekiedy usiąść i zrelaksować się, tak po prostu. 

                A teraz bardzo ważne pytanie: jak się uczyć, aby nie zwariować? Jednak niekiedy czytanie lektury kończy się rzucaniem książką o ścianę, a po całodziennej nauce z jakiegoś przedmiotu chce nam się płakać, bo nadal nic nie umiemy.


                Po pierwsze- rób sobie przerwy w nauce i idź się dotlenić lub posłuchaj ulubionej muzyki. Zrób coś, aby Twój mózg odpoczął. Ustal sobie, że np. po godzinie nauki pójdziesz na 15 minut spaceru albo obejrzysz 20 minut ulubionego serialu. Jest jeden haczyk: później trzeba znowu wrócić do nauki na godzinę, co nie zawsze może się udać ;)

               
                Po drugie- ucz się już od zapowiedzenia sprawdzianu. Pomoże Ci to skuteczniej przerobić każdy temat oraz pozbawi Cię stresu, jeśli nagle się okaże, że dzień później masz jeszcze inny sprawdzian. Oczywiście wiem, że łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo mama powtarza mi to od podstawówki, a ja nadal jej nie słucham… 


                Po trzecie- rozkładaj sobie materiał do nauki. Ucz się jednego tematu na dzień albo ile Ci wyjdzie dzieląc ilość tematów na dni pozostałe do sprawdzianu. Znowu: pomoże Ci to skuteczniej przerobić każdy temat. 


                Po czwarte- nie bierz za dużo zadań na siebie! Jeśli wiesz, że na poniedziałek masz projekt, na wtorek sprawdzian z matematyki, a w środę sprawdzian z lektury, to nie mów jeszcze, że we wtorek możesz udzielić korepetycji koleżance. 


                Po piąte- nie myśl ciągle tylko o szkole. Pozwól sobie zrobić jeden dzień przerwy w tygodniu nauki (jeśli nie masz ważnego sprawdzianu, bo oczywiście nie chcesz go zawalić) żeby spotkać się z przyjaciółmi i porozmawiać. 


                Po szóste- rób sobie listy rzeczy do zrobienia. Pomaga to uporządkować dzień, dzięki czemu nie odpoczywamy trzech godzin, tym samym zostawiając na naukę jedynie godzinę. I w drugą stronę- nie przesadzamy z nauką, poświęcając odpoczynek.  Ja lubię robić listy na każdy dzień, najczęściej spisuję je wieczorem poprzedniego dnia lub rano w szkole, zanim mój dzień tak naprawdę się zacznie (bo liczę dzień od przyjazdu do domu do pójścia spać).



                Na pewno mam tysiąc więcej pomysłów, ale uważam, że te są najważniejsze. Pamiętajcie, że jeśli dostaniecie jedynkę to Wasz świat się nie zawali, a Wy nie jesteście przez to ofiarami losu albo kompletną porażką.

niedziela, 22 marca 2015

Marcowa sesja przed i po szkole | Photoshoot



                Kolejna porcja zdjęć, na których udaję, ze umiem pozować… I Robert się załapał na kilka :D 

                Fotograf: Hania <3
                Robert: http://3mypassion.blogspot.com/
                Przeróbka prawie zawsze moja (oprócz zdjęć Roberta tak naprawdę, bo dostałam je już przerobione)

środa, 11 marca 2015

Nocne przemyślenia o pisaniu.



                Zgadnijcie co wspaniałego się dzisiaj stało? Tak, mam w końcu Worda! <3 

                Ale przechodząc do tematu (który wymyślam na bieżąco, bo po prostu chcę o czym napisać): prawdopodobnie mam nietolerancję laktozy. Nie, żartuję, to nie będzie temat tego postu, ale to chyba prawda. Bo mam za mało problemów z astmą i zaawansowaną alergią na bardzo dużo rzeczy (wymieniając je zanudziłabym Was…).


                Chyba już wiem, o czym chciałabym napisać. O pisaniu, wenie twórczej i jej braku. Ostatnio mam bardzo dużo pomysłów w tym moim zwariowanym umyśle. Najczęściej pojawiają się przed snem, ale to nie jest zasada. Właściwie to muszę ciągle mieć przy sobie zeszyt z długopisem albo chociaż telefon, żeby zapisywać wszystkie pomysły na opowiadania.

                Uwielbiam mieć soundtrack do życia, więc najczęściej można zobaczyć mnie ze słuchawkami w uszach lub na nich. A wtedy dzieje się magia. Widzę wszystko całkiem inaczej. Dostrzegam lekkie przebłyski wiosennego słońca. Odwzajemniam uśmiechy nieznajomych ludzi na ulicy. Zauważam nowe drogi, którymi mogłabym pójść i może znaleźć tam coś ciekawego. Ale przede wszystkim zaczynam wtedy myśleć. Wyciszam się od otoczenia (co w środku zatłoczonego miasta nie jest najbezpieczniejszym wyjściem) i rozmyślam o wszystkim. O tym, co mnie gryzie, co muszę zrobić, co miłego lub dobrego się mi przydarzyło. Analizuję mój dzień, tydzień, miesiąc, rok, życie… I nagle wpadam na pomysł na napisanie książki. I… Nie, nie powiem Wam, że to zrobiłam, wydałam ją już i możecie ją kupić od następnego miesiąca w księgarniach. Ale poważnie o tym myślę, żeby wydać jakby biografię, jednak moje imię i nazwisko zaistniałoby tam tylko przy słowie autor. 

                Co ja sobie myślę, żeby napisać o sobie książkę? Uwierzcie, dużo myślę. Nie uważam, że mam jakieś bardzo ciekawe życie czy coś, ale… Trochę przeżyłam. No jasne, bo siedemnastolatka ma bagaż doświadczeń, który wystarczyłby pięćdziesięciolatce… Nie, nie mówię tego. I być może ten pomysł nigdy nie dojdzie do skutku, ale zobaczymy w przyszłości.


                Pisanie jest dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Z każdym słowem zatapiam się coraz bardziej w ten stworzony w mojej głowie świat. Zaczynam nie zauważać mojego obecnego otoczenia. A po napisaniu dziesięciu stron idę ulicą i widzę postaci z mojego opowiadania. Jest to dla mnie wspaniałe uczucie. I tak naprawdę nie potrzebuję widowni. Wystarcza mi samo uczucie, które mnie przepełnia podczas pisania i po skończeniu opowiadania. Tworzenie jest także dla mnie formą terapii. Mogę powiedzieć, a nawet wykrzyczeć wszystko, co mi siedzi w głowie. I to bez zamknięcia mnie w wariatkowie przez to.

                Już przez ponad dwa lata nie mam siły na pisanie. Jak już wspomniałam, mam tysiąc pomysłów na minutę. Ale nie potrafię usiąść i przelać tego na papier czy laptop. Nie wiem czy tu chodzi o stres, brak wolnego czasu, natłok nauki czy po prostu przez lenistwo. Ale w końcu to rozgryzę i wrócę do pisania. I przy okazji do czytania książek, bo tego też zaprzestałam.


                To chyba wszystko co leżało mi na sercu i umyśle o tej porze. Teraz idę nauczyć się słówek na niemiecki i przeczytać „Lalkę”. Jak ostatnio mi się nie chce czytać nawet zwykłych książek, to co dopiero jest jak przychodzi do czytania lektur… Trzymajcie kciuki, żebym zdążyła to przeczytać do sprawdzianu! A teraz… dobranoc! :) <3