sobota, 22 marca 2014

Na wszystko potrzeba czasu...

                Na wszystko potrzeba czasu. Niby wszyscy to wiedzą, ale dużo osób i tak o tym zapomina…

                Nasze zranione serce nie poskleja się w 5 minut. Nasza nadszarpnięta ufność nie powróci do normalnego stanu w jeden dzień. Nasza zepsuta psychika nie naprawi się po tygodniu… Na wszystko potrzebujemy czasu. Nawet głupie przeziębienie musimy leczyć przez tydzień.

                To zdanie wiele razy się tutaj pojawi, ale co tam. NA WSZYSTKO POTRZEBUJEMY CZASU. Na przykład na przyjaźń. Na poczucie silnej więzi z jedną osobą. Na pozbieranie z nią wspólnych wspomnień i marzeń. Na spędzanie z nią coraz więcej czasu. N poznanie jej sekretów i zwierzenie własnych. Na uśmiechy, przytulenia, śmiechy, łzy… Na chwile zwątpienia… Na wszystko, żeby nas połączyło. Przecież przyjaźń nie pojawia się w sekundę. Nawet, jeśli po sekundzie czujemy w środku, że jest to ta osoba, i tak nie zwierzamy jej się od razu. Budujemy naszą przyjaźń stopniowo, chociaż czujemy w sercu, że to jest prawdziwe pokrewieństwo dusz.

                Na miłość też potrzebujemy czasu. Nie możemy powiedzieć po dwóch dniach, że kochamy bezgranicznie tą „wybraną” osobę. Niestety, to tak nie działa. Nie potrafimy być w sobie szaleńczo zakochani po jednym spędzonym wspólnie dniu. Potrzebujemy czasu na ukradkowe spojrzenia, na skradzione pocałunki i trzymanie się za rękę. Na tęsknotę po rozstaniu się. Na motylki w brzuchu na sam widok drugiej połówki. Na nieprzespane noce, kiedy rozmawiamy przez telefon. Na poznanie głupich zwyczajów i zabawnych faktów z życia. Na zakochanie się, nie tylko w powierzchownej masce, którą widzi każdy…

                Ale potrzebujemy czasu także na przywrócenie zepsutej psychiki do normalnego stanu. Na porzucenie złych nawyków. Na nauczenie się na nowo uśmiechu. Na ponowne zaufanie ludziom. Na wymazanie złych wspomnień, zrzucenie ich do głębokiej przepaści. Na nazbieranie szczęśliwych chwil. Na zmienienie naszego sposobu myślenia… Na powrócenie do poprzedniego stanu.

                Nawet na złamane serce potrzebujemy czasu. Oczywiście, że ktoś może je złamać w sekundę złą wieścią. Jednak ile razy jest tak, że pęka ono kawałek po kawałeczku przez bardzo długi czas? Kiedy z każdym dniem tracimy odrobinę blasku naszego uśmiechu. Kiedy z każdym tygodniem coraz częściej kłócimy się ze swoim „najlepszym przyjacielem”, aż w końcu mamy ochotę tylko płakać. Kiedy codziennie dowiadujemy się coraz gorszych rzeczy, które opowiada o Tobie twoja koleżanka z klasy. Na to także potrzebujemy czasu.

                Więc dajmy sobie na wszystko czas. Nie spieszmy się. Nie biegnijmy. Nie pędźmy razem z całym światem. Wszystko coraz bardziej przyspiesza, szaleńczy pęd świata powoli nas wszystkich wykańcza. Jednak dajemy mu się ponieść i nawet nie zwracamy uwagi, że na wszystko zaczyna nam brakować czasu.
                Dajmy sobie czas. Na szczęście, na smutek… Na tworzenie wspaniałych wspomnień z przyjaciółmi i na wygłupy z nimi. Na doświadczenie złych rzeczy i pozbieranie się po nich. Na wszystko.




                Dzisiaj taka notka zainspirowana pośpiechem świata. Dzięki deszczowej pogodzie wpadłam na pomysł na nowe opowiadanie, wstawię je pewnie w przyszłym tygodniu, coś koło środy. A teraz idę po kawę zbożową, włączam odpowiednią muzykę i zabieram się za pisanie, bo żeby coś wstawić trzeba to stworzyć, haha. Miłego weekendu wszystkim i żeby wiosna zawitała do Was pełną parą. 

+Boże, dziękuję wszystkim za 300 wyświetleń na blogu! Wchodzę, żeby dodać notkę, a tutaj taka niespodzianka. Dziękuje z całego mojego serduszka za całe trzy setki wyświetleń w około miesiąc! <3

piątek, 14 marca 2014

What I want & before I die...

                Każdy z nas próbuje żyć według planów. Robimy listę książek do przeczytania, piosenek do pobrania, zakupów do zrobienia… Na każdy dzień mamy chociaż dwie czy trzy rzeczy do zrobienia i żyjemy według zasad…

                A co, jeśli listy służyłyby do zapisywania tego, co chcemy zrobić, a nie tego, co musimy zrobić?

Jak wyglądałby taki przykładowy plan? Pomyślcie sami: czego chcielibyście w tym dniu doświadczyć? Nauczyć się? Zrobić? Co Was relaksuje?

                Na przykład mój plan rzeczy do uszczęśliwienia mnie dzisiaj byłby taki:

Wypić gorące kakao
 Posłuchać muzyki, leżąc i rozmyślając o życiu
Porozmawiać z przyjaciółką
 Poczytać „Intruza”
 Napisać notkę na blogu, która zainspiruje lub zmotywuje chociaż jedną osobę


Czy nie lepiej robić takie listy? Na dany dzień, tydzień, miesiąc, rok, życie? To, co nas uszczęśliwia, relaksuje…  A jeśli nie umiesz się obejść bez listy rzeczy, które musisz zrobić, rób drugą. Właśnie tą ‘szczęśliwą’ listę. Ja od tego tygodnia co niedzielę będę pisać, co chcę zrobić w danym tygodniu. Jeśli ktoś chce coś takiego zobaczyć, mogę wstawiać tutaj, na asku albo wysyłać prywatnie- wystarczy poprosić. A jeżeli ktoś nie ma pomysłu co chce robić- mogę pomóc. Chociaż to by było bardziej to, co ja bym chciała zrobić, ale może czymś zainspiruję… Pamiętajcie- zacznijcie od małych rzeczy. Od chociaż jednej rzeczy, którą chcecie zrobić. Na przykład posłuchać muzyki przez jakiś określony czas, wyjść na spacer, zdrzemnąć się. To nie mają być wielkie plany, tylko coś, co przypomni Wam, że musimy także poświęcać czas na swoje przyjemności. Coś, co pozwoli Wam te przyjemności wpleść w życie.


  A teraz jeszcze jeden temat, też związany z listami. Kojarzycie może obrazki, strony lub wpisy ‘before i die’, czyli ‘zanim umrę’? Są ostatnio bardzo popularne. Każdy nagle robi zwariowane plany tego, co chce zrobić przed śmiercią. Skoczyć na bungee, jechać na wycieczkę autostopem lub zwiedzić każdy kraj świata to tylko kilka przykładów z morza takich pomysłów. Zdarzają się także oczywiście te poważne wpisy- pokonać raka, zamieszkać z ukochanym, wyjść z depresji. Jakiekolwiek Wasze plany by nie były- są jedyne w swoim rodzaju i na pewno mają znaczenie. Chociażby to indywidualne. Jednak nigdy nie zaniżajcie planów, osiągnięć, czegokolwiek tylko dlatego, że nie mają większej skali. To nie o zasięg chodzi.

Powstał także projekt ze ścianami ‘before i die’. Tutaj link do strony z artykułem. A tutaj krótkie streszczenie dla tych, co nie znają zbyt dobrze angielskiego:

„Candy Chang po stracie bliskiej przyjaciółki zaczęła rozmyślać nad tym, jak chce spędzić swoje życie. Zastanawiała się także, czy inne osoby myślą nad tym samym i co jest dla nich ważne. Zaprosiła więc przyjaciół, żeby się tym podzielili. Pomalowała ścianę opuszczonego budynku w Nowym Orleanie specjalną farbą, by można było na niej pisać kredą, i zaczęła zdania od „Before I die I want to…”, czyli „Zanim umrę, chciał(a)bym…”. Ten mały pomysł urósł do światowego projektu z ponad 400 ścianami „Before I die” w 60 krajach i w 25 językach.” 
Do artykułu dodam jeszcze od siebie, iż w lipcu 2013 roku ściana „Before I die” powstała także w polskim Krakowie.    
      

Niektóre z tych wpisów są bardzo poruszające. Oto przykłady:

„pokonać swój strach przed śmiercią” (Trujillo, Peru)
„poczuć się dobrze we własnej skórze” (Burning Man festiwal)
„nauczyć się być odważnym/odważną” (Almaty, Kazakhstan)
„znaleźć i pocałować ją po raz ostatni” (Chicago)
„zwiedzić cały świat na piechotę” (Almaty, Kazakhstan)
„zwiedzić wzdłuż i wszerz Indie na rowerze” (Hyderabad, India)
„uczyć dzieci jak żyć, kochać i być wolnym” (Johannesburg)
„zmienić czyjś dzień na lepszy” (Milwaukee, Wisconsin)
„zobaczyć ponownie moich rodziców” (Erfurt, Germany)
„sprawić, by rodzice byli dumni ze mnie” (Burning Man festiwal)
„zbudować dom dla mojej mamy” (Trujillo, Peru)

                Candy Chang opowiada także o jednym wpisie: „W Nowym Orleanie ktoś napisał „Zanim umrę, chcę zjeść sałatkę z kosmitą”, a ktoś inny narysował do tego zdania strzałkę i napisał „Zanim umrę, chcę poślubić tę osobę”.

                Jednak to nie koniec tej historii. Projekt nie zakończył się na samych ścianach. Około dwa lata po zbudowaniu pierwszej „before i die” ściany (2011) powstała książka z cytatami, zdjęciami ludzi wpisujących się oraz z krótkimi historyjkami kryjącymi się za pomysłami i ich autorami.



                Według mnie ten projekt jest genialny. Taka anonimowa spowiedź, bez jednej osoby słuchającej, jak to jest w kościele. Spowiadasz się przed samym sobą, wszystkimi ludźmi i Bogiem, choć prawie nikt nie wie, że to Twoje grzechy. Ściany te mogą uwolnić ze wspomnień, pomóc zmienić życie, zmienić myślenie lub być formą terapii i porzucenia złej przeszłości. Także my sami, nawet nie wpisując się, możemy zmienić swoje myślenie, spojrzeć na wszystko z perspektywy innej osoby.


                Zróbcie krótką listę „before i die” z łatwymi rzeczami- tak na początek. Wybierzcie 5 zwariowanych pomysłów łatwych do zrealizowania i znajdźcie dzięki temu siłę do zrobienia tego. Ja na przykład zamierzam zatańczyć i zaśpiewać z przyjaciółkami w publicznym parku w formie zabawy. Nie dawajmy sobie zadań z kosmosu, bo się zniechęcimy. Spójrzmy realnie i uszczęśliwmy samych siebie po udanej zabawie.

                Oraz próbujcie raz na określony czas pisać listę rzeczy, które chcecie zrobić, które Was uszczęśliwią. Niekoniecznie zwariowane.


                I pamiętajcie- marzenia się spełniają. W międzyczasie pisania tego postu zdążyłam zrealizować dwa punkty z mojej przykładowej listy. Będąc na wieczornym spacerze z psem rozmawiałam także z przyjaciółką przez telefon, a gdy wróciłam zrobiłam sobie gorące kakao. A teraz, gdy tylko to dodam, idę czytać „Intruza”. Never say never and Just say yes! Marzenia się spełniają, trzeba w to tylko mocno wierzyć!

wtorek, 11 marca 2014

Lekcje do 11:25 i +12°C, czyli spacer!

                Dziś znowu dopisała nam piękna pogoda! Zmuszona nawet byłam do odnalezienia moich okularów przeciwsłonecznych, jednak do takich rzeczy mogę być zmuszana codziennie.

                Nie mieliśmy ogólnie trzech lekcji, więc skończyliśmy już o 11:25. A że akurat wzięłam do szkoły aparat, okoliczności na spacer i małą sesję były idealne.

Najpierw zostawiłyśmy torby u Zuzi w bursie i poszłyśmy z Natalią do ich koleżanek do szkoły. Wtedy już tylko z Zuzią ruszyłyśmy do chojnickiego Parku Tysiąclecia, gdzie szalałyśmy, śpiewałyśmy, tańczyłyśmy i robiłyśmy zdjęcia. Wpadłyśmy na genialny pomysł i poszłyśmy kupić lody. To nic, że nadal jest początek marca i ja jestem chora, przecież to nic nie znaczące szczegóły… Gdy w Netto spotkałyśmy kolegę Zuzi, poszłyśmy jeszcze z nim do Tesco i w trójkę wróciliśmy do parku na kolejną dawkę zdjęć. I choć do dyspozycji ogólnie miałyśmy około 3,5 godziny, ten czas tak szybko zleciał i w mgnieniu oka musiałam już wracać do domu. Jednak dzisiejszy dzień był pozytywnie zakręcony i myślę, że częściej będziemy chodzić na takie spontaniczne spacery.

                Zostawiam Was teraz ze zdjęciami z dzisiaj (pierwszy raz pojawią się tutaj także moje zdjęcia) i zapowiadam, że post z kolejnymi przemyśleniami pojawi się w czwartek lub piątek.

 

niedziela, 9 marca 2014

Pierwszy (prawie)wiosenny spacer.

                Grzechem byłoby nie skorzystać z dzisiejszej pogody. Niedziela, ciepło, słońce… Czego chcieć więcej? Nawet osoba, która jest przeziębiona, ma zatkane uszy, musi się uczyć i przeczytać lekturę do szkoły nie ma wytłumaczenia.

Więc wzięłam przyjaciółkę, psa i aparat i wyszłam na spacer. Ogólnie spędziliśmy na dworze dwie godziny i wyszło nam to tylko na dobre, bo teraz lepiej będzie się nam myśleć… Jeśli weźmiemy się za robotę…

                Przepraszam za jakość bodajże trzech zdjęć- w pewnym momencie rozładował mi się aparat, ale nie poddałyśmy się i i tak zrobiłyśmy zdjęcia- moim telefonem. Enjoy.

                Jeśli ktoś zauważył- dzisiaj nie ma przemyśleń. Nie myślę do końca, jestem nadal podekscytowana wczorajszym dniem i wieczorem (Maks i Eryk do nas napisali!) i miałam ochotę dzisiaj po prostu pokazać Wam kilka zdjęć, które udało mi się dzisiaj zrobić i z których jestem zadowolona.


                Na koniec jeszcze życzę wszystkim udanego tygodnia, jak najmniej kartkówek i sprawdzianów, samych dobrych ocen i jak najlepszych chwil z przyjaciółmi <3

Modelka- Pycia. 
Dla zainteresowanych jej ask





Dzisiaj u mnie można usłyszeć klimatyczną muzykę, na przykład te dwie piosenki:

czwartek, 6 marca 2014

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach...

                Pozytywnie nastawiona witam Was nową notką! <3

                Dzisiaj kilka słów o rodzinie, jej wpływie na nasze życie i o relacjach w rodzinie…

                Po pierwsze chciałam napisać, że bardzo mocno kocham moją rodzinę. Mieszkam z wszystkimi najbliższymi mi osobami –mamą, tatą i babcią + czteroosobowym zwierzyńcem, czyli psem, dwoma kotami i rybką –a z bliższą rodziną także bardzo często się widzę. Wszyscy już jesteśmy dojrzali i zrozumieliśmy jak ogromną wartością jest rodzina i że trzeba ją szanować. I choć zdjęć z krewnymi dużo nie mam –moja rodzina nie przepada za zdjęciami, w przeciwieństwie do mnie –od jakiegoś czasu jesteśmy praktycznie przykładem idealnej rodziny. Chociaż są wzloty i upadki każdego z osobna lub wszystkich razem, to nadal jesteśmy jednością i się wszyscy wspieramy.

                Ale co zrobić, gdy tak nie jest? Co zrobić, gdy wszyscy się ze sobą kłócą i w domu nie da się wytrzymać dłużej niż 5 minut? Wyjść na chwilę. Nie tak dosłownie- zamknąć się na przykład w pokoju, uspokoić. Nie wciągać się w konflikty. Mieć „wyjebane” jak to mówi moja przyjaciółka. Złe czasy zawsze mijają- trzeba tylko na to poczekać. W mojej rodzinie często są takie tygodnie, a nawet miesiące, że nikt się do nikogo nie odzywa. A po tym np. 30. dniu potrafi być znowu jak w bajce, śmiejemy się, wygłupiamy, na żarty wkurzamy albo na żarty kłócimy (gdy ja i babcia się nudzimy, wkurzamy się i kłócimy na żarty c: ).

                Rodzina ma na nas wielki wpływ. A przynajmniej –według mnie –powinna mieć. Na to, co robimy, jak to robimy, z kim się zadajemy, gdzie chodzimy i jacy jesteśmy. To rodzice –i reszta bliskich –pokazują nam świat w pierwszych latach życia. Dzięki nim rozróżniamy dobro i zło. Oni nas uczą wszystkiego: od mówienia, przez czytanie, do podejmowania decyzji. Uwierzcie, rodzice ZAWSZE mają rację. Nawet jeśli uważamy inaczej, na końcu i tak wszystko będzie po stronie rodziców. Wiele razy kłóciłam się z moimi rodzicami o banalne rzeczy. Za każdym razem to oni mieli rację. Jednak uczymy się na błędach. Dlatego mogłam to wszystko robić, żeby być tą osobą, którą teraz jestem. Rodzice pozwalają nam popełniać błędy z miłości. Nie zawsze upierają się przy swoim. Jednak jeśli już to robią –lepiej ich posłuchajmy. Poza radami co do naszych decyzji rodzice chcą także kontrolować to, z kim się trzymamy. Akurat w tym często się mylą. Jak wszyscy oceniają najpierw po wyglądzie, nie znając charakteru. Więc nie dajmy się wciągnąć w opinie o ludziach, z którymi się trzymamy. Jeśli świetnie spędza Wam się z nimi czas, jeśli nie szkodzą Twojemu zdrowiu –miej gdzieś opinie rodziców. I ewentualnie później pokaż, że Twoi znajomi są naprawdę świetnymi ludźmi!


                Na koniec napiszę jeszcze, że nie ma przepisu na idealną rodzinę. Wszyscy są inni, inaczej postrzegają temat relacji rodzinnych i mają inną sytuację. Więc dla dwóch różnych osób idealny dom może być przeciwieństwem. Dla jednego byłby to dom pełen spokoju i ciszy, dla drugiego luz i głośna muzyka włączona na cały regulator, dla trzeciego po prostu miłość i tolerancja. Dążmy do swojej idealnej rodziny, nie zważając na opinie innych. Co z tego, że nazwą Was wariatami? Jeśli uwielbiacie się wygłupiać w gronie rodzinnym –róbcie to. To Wy macie być szczęśliwi, nie ci, którzy Was widzą i oceniają.


Wreszcie coś napisałam. Tą notką wchodzę w weekend (już tylko przeżyć jutro lekcje do 15:10), w którym muszę nadrobić szkołę i zabrać się za książkę, bo "Intruz" na mnie czeka. 

Na koniec jeszcze piosenka i dwa wspaniałe blogi: Max Rutkowski i Eryk Minefreedom

sobota, 1 marca 2014

Muzyka ratująca życie...

                Muzyka jest moim życiem. Nie, na serio. Towarzyszy mi w każdej sekundzie życia. Nawet jeśli nie słucham akurat czegokolwiek, to albo coś śpiewam, nucę albo słyszę jakąś melodię w głowie. Muzyka jest ze mną zawsze. Gdy się rano szykuję, gdy jadę do szkoły, na przerwach, gdy wracam ze szkoły, całe popołudnie i tak długo, aż zasnę.

                Muzyka potrafi być wszystkim. Potrafi rozbawić i pocieszyć, ale także przybić. Potrafi zachęcić do tańca i zmusić do refleksji nad swoim życiem…

                Dobra, przejdę do sedna: każdy słucha tego, co lubi, prawda? Niektórzy lubią tylko muzykę klasyczną. Niektórzy preferują rap. A jeszcze inni- pop. I co z tego? Każdy z nas jest inny, niepowtarzalny, i powinniśmy to uwydatniać, a nie ukrywać. A teraz jest „moda” na hejtowanie. A przynajmniej u polaków-nie obrażając naszego kraju, inni raczej nie mają tej mody i jakoś żyją.

                „Słuchasz One Direction? Przecież to pedały”. „Słuchasz Nirvany? I co, myślisz, że jesteś fajna?” „Metallica? Serio? Jak ty możesz tego słuchać?” „Jakiś chiński zespół? Co to w ogóle jest? Jakieś gówno”

                Polacy mają mentalność chamów. Potrafią wyśmiać dosłownie wszystko. WSZYSTKO. Łącznie z muzyką, która niektórym nawet ratuje życie…

                Wyobraźcie sobie: jakaś dziewczyna się tnie. Teraz popularny temat, ale akurat do tego chcę nawiązać. Nie dla szpanu, tylko przez sytuację w domu. Raz wraca ze szkoły, w dobrym humorze. Widzi kłócących się rodziców, tata pijany uderza matkę, która przewraca się aż na ziemię i prawie mdleje. Dziewczyna wybiega do swojego pokoju, płacząc. Chce się pociąć, ale nie może znaleźć żyletki. Przez sekundę się uspokaja, bierze mp3 i idzie na balkon. Zamiast się pociąć- słucha muzyki. A akurat ten jeden raz mogła za mocno się pociąć i się wykrwawić. I co, muzyka nie ratuje życia? A czytaliście, że niektórzy potrafią się wybudzić ze śpiączki gdy z radia leci akurat jakaś piosenka?

                A teraz sobie wyobraźcie, że ta sama dziewczyna co poprzednio słucha Justina Biebera i w szkole się przez to z niej śmieją. Nie dość, że stara się nie słuchać go (a akurat jego piosenki powstrzymywały ją od cięcia się), to na dodatek jeszcze częściej się tnie. Ludzie ze szkoły odbierają jej jedyną siłę, która sprawia że chociażby jeden dzień się nie tnie. Że żyje jeden dzień dłużej, bo akurat wtedy mogła się wykrwawić.

                Ludzie, myślmy. Wszyscy. Nie wyśmiewajmy się, bo ktoś słucha czegoś innego niż my. Muzyka naprawdę może ratować życie, a wyśmiewając danego wokalistę możemy doprowadzić nawet do czyjejś śmierci. Nie lubicie danego wykonawcy, bo uważacie że jest głupi albo że nie ma talentu czy jest komercyjny? Okej. Ja też nie wszystko lubię. Tyle że po co nagle naśmiewać się po 1) nie znając tego wykonawcy osobiście, a może to być wspaniała osoba; po 2) naśmiewamy się tylko z fanek, które tak naprawdę nic wspólnego z tym wykonawcą nie mają.

               

                Jeszcze słówko o muzyce: słuchajcie coverów. Naprawdę. Niektórzy ludzie są świetni, ale nie są znani poza światkiem youtube’a. Tu macie kilka moich ulubionych:

Dobra, mam małego bzika na punkcie coverów. Nie będę więcej tu wymieniać, bo się znudzicie :P