środa, 9 grudnia 2015

Czy ucieczka w naszą wyobraźnię jest dobrym pomysłem?

                Czuję, że jako „humanistce” ten temat jest mi bardzo bliski. W końcu z jakiegoś powodu musiałam iść na rozszerzony polski. I jest nim właśnie wyobraźnia. W gimnazjum bardzo polubiłam pisanie, zmieniałam nim swoją rzeczywistość i kreowałam nową. To był jeden z trzech sposobów ucieczki w wyobraźnię. Drugi jest bardzo podobny- wymyślanie nowego otoczenia, bez przelewania tego na papier. Zwykłe gdybanie w myślach, co mogłoby się właśnie wydarzyć. No i jest jeszcze trzeci sposób- czytanie książek. Jeśli jakaś mnie naprawdę zaciekawi, pochłania mnie całkowicie. I nie tylko na te momenty, gdy siedzę zaczytana, nie dostrzegając, co się dzieje obok mnie. Najpierw zaczynam widzieć te sytuacje, które dzieją się w książce- i jest to popularne zjawisko przy czytaniu, taka wewnętrzna telewizja. Ale wtedy dzieje się coś ponad tę skalę- widzę bohaterów lektury w naszym świecie.

                I dzisiaj naszło mnie pytanie, czy jest to dobre wyjście. Dzięki naszej wyobraźni możemy uciec z dala od problemów. I kiedyś często tak robiłam. Wyobrażałam sobie, że jestem całkiem inną osobą i zmagałam się z problemami jako wymyślona osobowość. Albo też kształtowałam rzeczywistość na tę z jakiejś książki czy filmu. Pomagało mi to przetrwać trudne chwile. Jednak czy coś mi to dawało? Czy było bardziej szkodliwe?

                Niestety nie uczyłam się za dużo z tych problemów. Bo jak jedna osoba ma się tego nauczyć, skoro to inna przez to przechodziła? W końcu tak rozwiązywałam problemy- jako ktoś inny. Nie dowiedziałam się także jak poradzić sobie ze smutkiem. Odpychałam go zawsze podporządkowując moje życie do scenariusza lub powieści. Wszystko było zaplanowane i nie było żadnych niespodzianek. Każda rzecz działa się z danego powodu.

                Teraz jestem trochę starsza i wiem, że nie jest to dobry sposób na radzenie sobie z życiem. Wiadomo, pomaga na chwilę. Ale co zrobić, jeśli po miesiącu przestaniemy dostrzegać różnicę pomiędzy światem prawdziwym a wymyślonym? Gdy nie będziemy do końca pewni, czy to wspomnienie sobie wyobraziliśmy czy przeżyliśmy?

                Nasza wyobraźnia jest potężną rzeczą. Może być bronią albo lekarstwem. Ale nie możemy z nią przesadzać. Bo w pierwszym wypadku możemy kogoś skrzywdzić, a w drugim- przedawkować albo uzależnić się. A nie powinniśmy narażać zdrowia żadnego człowieka. Czy to w prawdziwym życiu, czy wyimaginowanym.

                Więc, dzieci, czytajcie książki!
                Nie, czekaj, to nie jest mój morał. Zacznijmy jeszcze raz…
                Więc, dzieci, czytajcie książki, ale nie zatracajcie się w nich za bardzo! Wiadomo, że niektóre powieści potrafią wciągnąć nas od palców stóp po koniuszki włosów, jednak znajdźmy kotwicę, która pomoże wrócić nam do rzeczywistości całkowicie. Bo trzeba przeżyć własne życie, a nie to, które prowadzi fikcyjna postać. Nie zmieniajmy też za bardzo wizji otoczenia w naszej głowie. I tak nic nigdy nie idzie po naszej myśli, a rzeczywistość może okazać się lepsza od najpiękniejszego snu.


                Używajcie wyobraźni z wyobraźnią, że stworzę takie masło maślane :)

sobota, 28 listopada 2015

Aspekty życia dostosowywane do... czego?

                Śmieszy mnie to, gdy słyszę od kogoś słowa ‘no bo on/ona nie lubi fast foodów, więc od dwóch miesięcy jem tylko zdrową żywność’, gdy opowiada o dziewczynie/chłopaku. No fajnie, super że jesz zdrowo. Ale dlaczego zmieniłaś się dla kogoś?

                I naprawdę nie chodzi mi tu tylko o naszą drugą połówkę. Mam na myśli również naszych znajomych, przyjaciół, rodzinę, a nawet ogólne otoczenie. Wiadomo, każdy próbuje się dostosować. Ale dlaczego zmieniać przy tym siebie? Przecież możesz porzucić swoją ponurą naturę na chwilę, bez stawania się wesołym człowiekiem już na wieczność. Tak, na wieczność. Nie, dobra, koniec żartów, to jest poważny temat…

                Powróćmy: dlaczego mamy się zmieniać? Ja rozumiem, że komuś może nie podobać się to, drugiemu tamto. Ale po co od razu mamy zmieniać swoją osobowość? Można na przykład inaczej zwracać się do tej osoby, ale też nie przesadzając z tym. Na przykład ograniczyć trochę sarkazm ale nie porzucając go całkowicie. Albo jest też drugie rozwiązanie- ignorowanie danej osoby. Jeśli ona chce, abyście się zmienili to nie jest Was warta. Bo przecież prawdziwi przyjaciele akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy.
               
                Wybierajmy to, co lubimy. Nie próbujmy zmienić się żeby być taką samą osobą co wszyscy inni. Wybierzmy indywidualność i oryginalność. W dzisiejszych czasach to trudne przez wszechobecną globalizację i wszystkie inne sprawy. Ale wiem, że może nam się udać. Nie możemy bać się nas samych. Nie możemy bać się pokazać naszej duszy. Jesteśmy niepowtarzalni i powinniśmy to doceniać. A gdy my docenimy naszych siebie, inni też nas docenią.

                Nieważne, czy chodzi o kolor włosów, ubrania, gatunek muzyki, poglądy czy plany na przyszłość. Masz prawo, aby lubić coś innego niż wszyscy. I naprawdę nie musisz tego zmieniać. Nie każdy to zaakceptuje, wiem to. Ale znajdziesz takie osoby, które są tolerancyjne i nawet uznają, że podoba im się Wasza odmienność. Trzymajcie się takich osób, a zajdziecie naprawdę daleko. Znajdziecie prawdziwych przyjaciół, z  którymi będziecie mogli nawet zawojować świat. Otaczajcie się ludźmi, którzy Was wybiją jeszcze wyżej, abyście mogli zobaczyć cały świat z wysokości tysiąca metrów. A nawet wyżej, żebyście widzieli nawet wszystkie chmury pod sobą, a wokół siebie gwiazdy. A tych, którzy chcą Was ściągnąć w dół zostawcie za sobą.

                Pomysł na notkę wziął się z dwóch dzisiejszych rozmów, prowadzonych równolegle. W pierwszej denerwowałam kolegę moim pomysłem na kolorowe włosy, który chcę wprowadzić w życie po maturach. W drugiej pisałam o tym przyjaciółce i mówiłam, że i tak się tym nie przejmuję, że on nie lubi kolorowych włosów, bo nie patrzę na innych, tylko na to, co ja myślę. I nie chodzi mi tu o to, żeby pokazać temu koledze, że nie ma racji i powinien zmienić swoje myśli. Nie, naprawdę nie o to mi chodzi. Bo jakby to był mój cel to trochę bym sobie zaprzeczała. Chodzi mi tu o moją postawę bardziej, pozwolę sobie na bycie tak skromną. Naprawdę nie obchodzi mnie to, czy on lubi kolorowe włosy, czy nie. Ja i tak zrobię to, co chcę, bo to jestem ja. Jestem taka, że podobają mi się kolorowe włosy i w przyszłości chcę nawet włosy w kolorze tęczy. Ale on też nie robi nic złego. Owszem, powie mi, że nie lubi moich włosów, ale to wszystko. Wiem, że nie każe mi powrócić do mojego koloru ani nic, bo zwyczajnie mnie szanuje (a przynajmniej tak mi się wydaje).

                Więc ja z całego serca potępiam dostosowywanie się do czegokolwiek i kogokolwiek. I niestety zrozumiałam to dopiero niedawno.



Dobra, małe P.S. Przepraszam, że notka jest bez ładu i składu i że wplotłam tutaj tysiąc różnych myśli. Nie myślę do końca logicznie w tej chwili, ale chciałam o tym napisać no i w końcu coś tu wstawić :)